Lajkonik

Z racji prowadzenia bloga tematycznie skupionego wokół Krakowa, zostałem ostatnio spytany o najważniejsze, według mnie, symbole tego miasta. Zadanie proste. Od razu automatycznie pomyślałem o Wawelu, Kościele Mariackim, Sukiennicach i Lajkoniku. Nie dawało mi jednak spokoju, czemu właściwie wspomniałem o Lajkoniku, skoro obecnie próżno szukać go na krakowskich ulicach. W ogóle mało się o nim mówi. Obecny jest on już tylko w świadomości i pamięci ludzi. Myślę jednak, że jest to wciąż jeden z symboli Krakowa i można śmiało wymieniać go jednym tchem obok Kościoła Mariackiego. Jednak fakt, iż Lajkonik jest obecnie nieco zapomniany sprawił, że postanowiłem nieco odświeżyć swoją wiedzę o nim i oczywiście podzielić się nią z Wami.

Lajkonik, to nikt inny jak brodaty jeździec w stroju iście orientalnym, ze szpiczastą czapką zwieńczoną półksiężycem, poruszający się na sztucznym koniku przytwierdzonym do pasa. Nazywany jest także Tatarzynem, lub częściej konikiem zwierzynieckim, i jak pewnie większość z Was się domyśla, związany jest najazdami Tatarów na ziemie polskie. Żeby jednak wpis miał ręce i nogi, najpierw opowiem Wam nieco o historii tej ciekawej postaci, a następnie przejdziemy płynnie do współczesności i słynnego pochodu Lajkonika.
To co na wstępie należy podkreślić, to fakt, że chcąc zgłębić pochodzenie Lajkonika, musimy bazować nie na historii, a na legendzie związanej z najazdami Tatarów. Przenosi nas ona do XIII wieku, kiedy zarówno Kraków, jak i pozostałe ziemie polskie, cierpiały uciskane przez liczne najazdy ludów z odległych mongolskich stepów. Wszystko zaczęło się w 1241 roku, kiedy to po raz pierwszy Tatarzy spustoszyli miasta i wsie na terenie dzisiejszej Małopolski, prawie doszczętnie niszcząc Kraków. Niestety kolejne lata nie przynosiły ani chwili wytchnienia od nasilających się ataków wroga.

Po 46 latach wyniszczających potyczek i najazdów, w roku 1287, a jeszcze dokładniej pewnego czerwcowego wieczora, nienasycone armie tatarskie szykowały się do kolejnego zbrojnego ataku na ziemie krakowskie. Zupełnie niezauważony czambuł tatarski zbliżał się do murów miasta, pod którymi to ostatecznie zdecydował się rozbić obóz w nadwiślańskich zaroślach, by zebrać siły na zbliżającą się potyczkę. Było to nieopodal wsi Zwierzyniec, która wówczas sąsiadowała z Krakowem. Gdy znużeni podróżą Tatarzy usnęli w swym obozie, zostali zauważeni przez przebywających w okolicy włóczków. Włóczkowie, to ówcześni wiślańscy żeglarze, którzy spławiali, bądź włóczyli, znajdujące się na Wiśle galary (rzeczne łodzie do transportu towarów). Widząc sprzyjające warunki i wykorzystując efekt zaskoczenia oraz powodowani chęcią pozbycia się raz na zawsze najeźdźcy, włóczkowie zaatakowali śpiących Tatarów wiosłami ze swych łodzi i odnieśli pierwsze w historii zwycięstwo nad uciążliwym wrogiem. Chcąc uczcić wspaniały triumf, postanowili przyodziać się w zdobyczne stroje swego tatarskiego oprawcy i dosiadając zdobytych koni, wkroczyli z krzykiem radości do miasta. Początkowo przerażeni mieszkańcy, uciekali w popłochu spodziewając się kolejnego najazdu wroga. Szybko jednak włóczkowie zrzucili z siebie tatarskie stroje i opowiedzieli mieszkańcom Krakowa o tym, co stało się pod murami miasta. Natychmiast rozpoczęła się wspaniała uczta na cześć nadwiślańskich żeglarzy, a Rada Miasta zadecydowała, że należy upamiętnić to wspaniałe wydarzenie. Ustalono wówczas, że raz do roku, do miasta będzie wjeżdżał przebrany srogi chan tatarski na czele orszaku włóczków. Coroczny uroczysty pochód szybko stał się tradycją i kultywowany jest po dziś dzień w oktawę Bożego Ciała.

Oczywiście jak zwykle wersji tej legendy jest tyle, ilu opowiadających ją ludzi, jednak w każdej z nich występują zwycięscy włóczkowie oraz pokonani raz na zawsze Tatarzy. Warto tu także wspomnieć, że sama legenda po raz pierwszy została opisana dopiero w 1820 r. przez Konstantego Majeranowskiego w czasopiśmie Pszczółka Krakowska. Co więcej, na przestrzeni dziejów pojawiali się i tacy, którzy sugerowali, że obrzęd pochodu Lajkonika sięga i wywodzi się z pogańskich tradycji na ziemiach polskich. Łączono jego postać ze świętami ku czci Światowida lub Trzygłowa, przemierzającego Ziemię na swym czarnym koniu. Jednak zdecydowana większość historyków i pasjonatów historii Krakowa, skłania się ku legendzie opisującej najazd Tatarów i ja również będę obstawał przy tej wersji.
Wiecie więc teraz skąd się wzięła postać Lajkonika, ale to o czym jeszcze chciałbym opowiedzieć, to skąd się wzięła sama nazwa i jego słynny pochód. Otóż nazwa Lajkonik wywodzi się najprawdopodobniej od wykrzykiwanego przez konika zwierzynieckiego zwrotu: Hulaj koniku, hulaj! Według innych teorii, przedrostek laj to zniekształcone lej, gdyż nasz Tatarzyn właśnie z tego słynął, że lał (czyli uderzał) buławą po głowach napotkanych przechodniów. Co do samego pochodu, to poza tym, że zachwyca feerią barw, to przede wszystkim urzeka ściśle określonym i uświęconym tradycją porządkiem pochodu. Zacznę od tego, że pochód Lajkonika - zwanego wówczas konikiem, jest notowany w źródłach dopiero w 1738 r. Wprawdzie już z 1700 r. posiadamy wiadomość o włóczkach, którzy koncertowali na dziedzińcu sióstr Norbertanek, ale o samym koniku nie ma mowy. No ale oto jak przebiega ów słynny pochód:

Około godziny 12.00 w oktawę Bożego Ciała, na dziedzińcu klasztoru sióstr Norbertanek (obok Wisły na Salwatorze) gromadzi się orszak Lajkonika. W jego skład wchodzą: Lajkonik, chorąży z pomocnikiem, włóczkowie oraz orkiestra, zwana potocznie mlaskotami, od nazwiska znanych zwierzynieckich muzyków. Pochód rozpoczyna się tańcem Lajkonika przed ksienią sióstr Norbertanek, która też jako pierwsza płaci mu haracz. Po tej pierwszej części programu, cały pochód przy dźwiękach orkiestry rusza ulicami T. Kościuszki, Zwierzyniecką, Franciszkańską i Grodzką, aż do Rynku Głównego, gdzie rozstawiona jest scena. Po drodze Lajkonik wstępuje do napotykanych sklepów i restauracji, gdzie ludzie oczarowani jego harcami płacą należny haracz. Nie omija to nawet biskupa krakowskiego, który ogląda taniec Lajkonika pod filharmonią krakowską. Warto powiedzieć, że melodią, którą najczęściej słychać wśród uczestników tego wydarzenia jest marsz, podobny bardzo do Marszu Sobieskiego, ale zaczynający się od słów:

Ten Lajkonik, nasz Lajkonik
po Krakowie zawsze goni
Lajkoniku laj laj
poprzez cały kraj(2x)

Po siedmiu godzinach wyczerpujących harców w stroju ważącym około 30 kg, Lajkonik przybywa na Rynek Główny, gdzie czeka go ostatni i najważniejszy taniec przed prezydentem Krakowa. Wszak dopiero haracz zapłacony przez najważniejszą osobę w mieście, gwarantuje bezpieczeństwo mieszkańcom Krakowa. Ten taniec różni się jednak od poprzednich i ma nawet swoją nazwę, czyli zawijanie chorągwią lub pokłon miastu. Chorąży, dzierżący w rękach sześciometrową chorągiew z herbem Krakowa, wymachuje nią na tyle sprytnie, by goniący za nią Lajkonik nie trafił jej trzymaną w ręku buławą. Gdy jednak mu się to uda, zbiera on kolejny haracz oraz wypija symboliczny toast za pomyślność Krakowa. Całe wydarzenie kończy się zwyczajową kolacją w restauracji Hawełka, która z otwartymi ramionami od lat gości uczestników pochodu.
I tak oto kończy się nasza przygoda z Lajkonikiem. Mam nadzieję, że choć odrobinę udało mi się Was zaskoczyć postacią najsłynniejszego Tatarzyna w Polsce. Ze swojej strony pozostaje mi jedynie zaprosić Was serdecznie do wspólnego uczestnictwa w najbliższym pochodzie Lajkonika, który już za pół roku. Przybywajcie więc licznie i nie zapomnijcie o zwyczajowym haraczu!

P.S. Fotografie użyte we wpisie pochodzą ze strony www.poland-art.com.

Źródła:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz