Instagram #wkrakowiebezzmian


Zdecydowałem, że sekcja FOTOGRAFICZNIE znajdująca się na tym blogu, zostanie przeniesiona na Instagram (#wkrakowiebezzmian). W związku z tym, w tej małej zachęcie do zajrzenia tam, chciałbym pokazać Wam:

● architektoniczny żart na jednym z filarów w Sukiennicach,
● Rynek Główny po pandemii, gdy turyści wreszcie wrócili do Krakowa,
● rewelacyjną kawę po żydowsku z findżanu, którą można wypić w Chederze na Kazimierzu,
● obrazy pod Bramą Floriańską,
● oraz przypomnieć, że Kraków posiada tytuł Miasta Literatury UNESCO.

Więcej znajdziecie na moim Instagramie #wkrakowiebezzmian.

Spacery tematyczne po Krakowie

Wrzesień to idealny czas, by podsumować to, co wydarzyło się w wakacje. A w Krakowie działo się jak zawsze bardzo dużo. Dziś jednak nie opowiem o wszystkim, chciałbym się jedynie skupić na spacerach tematycznych, które w pandemicznych czasach okazały się być idealną rozrywką dla turystów, ale chyba przede wszystkim dla mieszkańców Krakowa. W większości jednak owe spacery zakończyły się z końcem sierpnia i właśnie stąd ten post.

Czym w ogóle są takie spacery? Ładnie podsumował je Małopolski Instytut Kultury pisząc: „spacery tematyczne to propozycja poznawania dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego zgodnie z określonym zagadnieniem – motywem przewodnim trasy”. W zasadzie nic dodać, nic ująć. Pora więc zadać sobie pytanie kto je organizuje? I tu ciekawa sprawa, bo w zasadzie każdy, tzn. praktycznie każda instytucja kulturalna, np. Muzeum Narodowe, Muzeum Inżynierii Miejskiej, Krakowskie Biuro Festiwalowe, Muzeum-Miejsce Pamięci KL Plaszow, Festiwal Otwarte Mieszkania, Muzeum Podgórza i wiele, wiele innych organizacji. Kolejne ważne pytanie jakie winniśmy sobie zadać, to skąd taki pomysł i kto, o ile w ogóle ktoś, z tego korzysta? Otóż spacery tematyczne istnieją już od dawna, jednak aktualna sytuacja pandemiczna mocna dotknęła sektor kulturalny i ten, nie mogąc realizować się w zamkniętych przestrzeniach, postanowił niejako wyjść do ludzi i wyciągnąć ich do przestrzeni miejskiej. Był to idealny ruch, gdyż zamknięci w swych domach ludzie mieli wreszcie dobry powód, by wyjść i doświadczyć czegoś ciekawego. Nie musieli udawać się do muzeum, bo to muzeum przyszło do nich. Jak się okazało mieszkańcom Krakowa bardzo ta idea się spodobała i licznie uczestniczyli w owych spacerach. Napisałem uczestniczyli, bo istotnie spacery tematyczne odbywają się najliczniej właśnie w okresie wakacyjnym od czerwca do początku września. Wynika to z najlepszych w owym czasie warunków pogodowych, oraz licznych urlopów czy przerwy w szkole, bo wiele ze spacerów jest dedykowanych właśnie młodszym mieszkańcom.

Przyznam, że wyjątkowo w tym roku udało mi się uczestniczyć w całkiem sporej liczbie spacerów i chciałbym się z Wami podzielić małą fotorelacją oraz zagadnieniami, jakie były poruszane podczas tych przechadzek. Zagadnienia podam w formie pytań, byście mogli zweryfikować również stan swojej wiedzy o Krakowie. Miłego oglądania i mam nadzieję, że złapiecie bakcyla i zobaczymy się za rok na którymś ze spacerów tematycznych.

Spacer tematyczny "Płaszowskie pomniki (1947-1964-2020)







***

Spacer tematyczny "Sub auspiciis! Szlakiem nazewnictwa ulic i ich zabytków"
Dlaczego mamy ulicę Jakuba, a nie św. Jakuba? Skąd kontrowersje w funkcjonowaniu restauracji Hevre? Jaką tajemnicę kryje wejście do niej? Jaka legenda kryje się za ulicą Bożego Ciała? Kim byli Warshauer i Meissels? Dlaczego ulica Lewkowa jest w kształcie litery U? Jak wypić kawę na dachu w sercu Kazimierza? I oczywiście dlaczego ulica Kupa?

Spacer tematyczny "Dopust Boży - pandemie i kataklizmy oraz jak z nimi walczono"
Gdzie i jak dawnej leczono ludzi? Co zawdzięczamy trzęsieniu ziemi w Krakowie? Dlaczego Matka Boska Łaskawa trzyma strzały? Dlaczego kościół Mariacki nie stoi równo z kamienicami przy Rynku Głównym? Czego możemy się dowiedzieć z ołtarza Wita Stwosza i dlaczego Wit stracił wzrok? Gdzie chowano ofiary pandemii? Jaką jeszcze ważną rolę odgrywał hejnalista? Po co w strojach dawnych medyków takie duże dzioby? Czym były dzwonki dla konających? Dlaczego Traktat Miechowity był taki ważny? Który polski król jako jedyny ukończył Uniwersytet Jagielloński? Gdzie znajdowało się pierwsze prosektorium? Czym były latarnie umarłych? I dlaczego św. Józef został patronem Krakowa w 1715 roku?








***

Spacer tematyczny " Trudne losy Podgórza"
Kiedy i dlaczego usypano Kopiec Krakusa? Jaka była rola Podgórza? Dlaczego na Placu Bohaterów Getta jest akurat 68 krzeseł? Dlaczego niektóre z nich ustawione są różnych kierunkach? Dlaczego krakowskie getto nie powstało na Kazimierzu, który był dzielnicą żydowską? Jaka była rola Apteki pod Orłem? Dlaczego mur getta nawiązywał architektonicznie do żydowskich macew?

● Instagram: #wkrakowiebezzmian

Hejnalista i hejnał mariacki

Hejnał z mariackiej wieży jest nie tylko symbolem Krakowa, ale i obowiązkową atrakcją turystyczną. Wszyscy też świetnie znają legendę o zestrzelonym hejnaliście i niedokończonym hejnale oraz nie jest dla nikogo tajemnicą, że hejnał grany jest na cztery strony świata. Wydaje mi się, że to właśnie ta oczywistość zagadnienia powstrzymywała mnie od napisania czegokolwiek na ten temat. Z drugiej zaś strony, skoro to wszystko jest takie oczywiste, to wpis ten winien był pojawić się na samym początku. Cóż, ja zaś jestem zwolennikiem teorii, że wszystko w życiu ma swój czas. I oto za sprawą ostatnich wydarzeń, czyli pewnej strażaczki, która postanowiła zostać pierwszą hejnalistką, nadeszła pora, by podsumować wszystko, co wiemy o hejnale i hejnaliście oraz opowiedzieć jak zmieniała się jego rola na przestrzeni wieków. Zapraszam Was więc w tę odległą i jak się okaże wcale nie tak oczywistą podróż.

Zanim jednak umieścimy hejnalistę na wieży, warto wspomnieć także o niej samej. Wieża mariacka była najwyższa w mieście, stąd zwano ją turris excubiarum. I tu pojawia się pierwsza ciekawostka, gdyż owa wieża budzielna, hejnalica, zwana również po prostu strażnicą, nie należała do kościoła, a do miasta. Stało się tak, gdyż była częścią systemu obronnego Krakowa i dlatego właśnie znajdował się na niej strażnik. Idąc śladem Jana Adamczewskiego, przywołam tu słowa Edmunda Wasilewskiego (poety i piewcy Krakowa), który pisał:

Patrz Mariacka Wieża stoi,

dla miasta strażnica;

na jej widok myśl się korzy,

a duma zachwyca.

Aktualną gotycką wieżę mariacką wzniesiono w początkach XIV wieku, podczas odbudowy zniszczonego w 1241 roku romańskiego kościoła. Nie była jednak aż tak wysoka jak ta dzisiejsza - 81 metrów, jednak od samego początku przewyższała sąsiadującą wieżę pełniącą funkcję dzwonnicy. Dlaczego była wyższa? Gdyby posłużyć się legendą, z zazdrości pomiędzy braćmi, którzy byli budowniczymi wież. Natomiast gdyby posłużyć się faktami, to wynikało to z jej początkowej roli głównej strażnicy miejskiej, która miała być najwyższym punktem w mieście, by zapewnić strażnikowi najlepszą możliwą widoczność. W XV, XVII i XX wieku wieża była jeszcze nadbudowywana i modyfikowana.

Jak już wspomniałem, na wieży mariackiej (aktualnie na jej 54 metrze) od samego początku znajdował się strażnik, który przy użyciu trąbki komunikował się z miastem. Nieznana jest jednak dokładna data rozpoczęcia grania hejnału w Krakowie, pierwsze zaś udokumentowane wzmianki o melodii pochodzą z 1392 roku. Rola trębacza, była bardzo istotna, gdyż przede wszystkim informował on mieszkańców o wszelkich zagrożeniach. Gdy zaś na horyzoncie nie było żadnego niebezpieczeństwa, trębacz z mariackiej wieży codziennie rano i wieczorem dawał znać straży znajdującej się na murach obronnych miasta, że mogą bezpiecznie otwierać i zamykać bramy miejskie. Na hasło hejnału odpowiadali wówczas trębacze ze straży znajdującej się na basztach i bramach miejskich. Gdy zaś miastu zagrażało jakieś niebezpieczeństwo, to trębacz natychmiast o tym informował. I tak oto na przykład, gdy zbliżał się pożar, trębacz sygnalizował to grając w stronę pożaru, a w późniejszych latach dodatkowo wywieszał czerwoną flagę w tym samym kierunku. Jeśli zaś do miasta zbliżał się wróg, to zamiast tradycyjnej melodii mogliśmy usłyszeć Bogurodzicę, która mobilizowała mieszkańców do chwycenia za broń. Ponadto, w takiej sytuacji strażnik ratuszny z polecenia burmistrza nakazywał trębaczowi dodatkowe bicie w miedziany kocioł. Inną rolą hejnału było odmierzanie czasu, choć w XV wieku godzinę określano raczej w przybliżeniu. Czas zaczynano liczyć od zachodu słońca i mierzono go za pomocą zegarów słonecznych lub klepsydr. Ci zaś, którzy nie posiadali takich przyrządów, zdani byli na hejnał i bijące regularnie kościelne dzwony.

Podobnie jak dziś, bo szczęśliwie tradycja ta jest kontynuowana, poranny i wieczorny hejnał odgrywany był na cztery strony świata. Najpierw w kierunku Wawelu, gdzie zasiadał król, następnie w stronę Ratusza, dla burmistrza i rajców, potem ku Bramie Floriańskiej, przez którą przybywali do miasta goście i kończył grą w stronę Małego Rynku, gdzie znajdowali się kupcy i handlarze. Aktualnie zaś, z racji, że od 1874 roku to właśnie strażacy pełnią nieprzerwanie służbę na Wieży, a z Małego Rynku zniknęły już kramy, ostatni hejnał grany jest dla komendanta straży pożarnej (Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej ma siedzibę przy ulicy Westerplatte).

Z biegiem lat zarówno hejnał jak i rola samego hejnalisty mocno się zmieniały. Nie wiadomo na przykład kiedy dokładnie hejnał zaczęto grać co godzinę. Wiele różnych informacji pojawia się natomiast w odniesieniu do samej melodii, znanej dziś jako hejnał mariacki. Według kilku źródeł, była to znana węgierska pieśń, która dotarła do Krakowa wraz z przybywającymi na ślub Władysława Jagiełły z Jadwigą Węgrami w XIV wieku. Nie zachował się jednak żaden średniowieczny zapis nutowy, który mógłby to potwierdzić. Sama melodia nie jest też skomplikowana, gdyż opiera się jedynie na 5 nutach. Wielce prawdopodobne jest, że hejnał z biegiem czasu ulegał różnym zniekształceniom, gdyż trębacze przez wieki grali go z pamięci. Jednym ze starszych zapisów nutowych jest ten z 1888 roku, autorstwa  Piotra Stachiewicza.

Oczywiście najwięcej jednak mówi się o dość oryginalnym zakończeniu naszego hejnału, który po prostu się urywa. Szukając wytłumaczenia tegoż zabiegu nie ma co odwoływać się do faktów historycznych, gdyż legenda z tym związana tak bardzo się zakorzeniła, że wszyscy biorą ją za pewnik. A było to tak: W 1241 roku (to właśnie prawdopodobnie wtedy pierwotny kościół Najświętszej Marii Panny został zniszczony) strażnik znajdujący się na wieży zauważył zbliżających się Tatarów. Począł więc czym prędzej grać hejnał, by ostrzec mieszkańców Krakowa. Nie zdołał jednak dokończyć utworu, gdyż strzała wystrzelona przez jednego z najeźdźców przeszyła mu gardło i melodia się urwała wraz ze śmiercią trębacza. Podobno historia ta została wymyślona w latach 20. XX wieku, a jej autorką jest Aniela Pruszyńska, która podczas kolacji z Erikiem P. Kellym naprędce skonfabulowała historię o tatarskiej strzale. Następnie w formie pisanej legenda pojawiła się w 1928 roku w powieści wyżej wspomnianego Erica P. Kelly’ego pod tytułem Trębacz z Krakowa. Bodaj najwybitniejszy spośród generalnych konserwatorów zabytków, prof. Wiktor Zin, mawiał, że „powtarzający się motyw z tym nagłym urwaniem ma w sobie coś, co w jakiejś mierze symbolizuje całą Polskę”. Jak widzicie wprowadzanie tu teorii o tym, że zakończenie utworu zostało zwyczajnie zapomniane ze względu na brak przekazu nutowego na przestrzeni wieków, jest zupełnie bez sensu. A o to, by hejnał uległ zniekształceniom wcale nie było trudno, gdyż prawdopodobnie pod koniec XVIII wieku zaprzestano wykonywania go. Wynikało to z faktu, iż w zubożałym Krakowie zabrakło funduszy na utrzymanie hejnalisty. Zmieniło się to dopiero w 1810 roku, kiedy to hejnał powrócił dzięki wsparciu finansowemu Julianny i Tomasza Krzyżanowskich. Kolejnym wielkim krokiem w życiu hejnału był 1927 rok, wtedy to za pośrednictwem Polskiego Radia rozpoczęto regularną (z małą tylko przerwą w czasie II Wojny Światowej) transmisję hejnału w samo południe. To właśnie wydarzenie sprawiło, że hejnał z wieży mariackiej stał się najstarszą, wciąż istniejącą audycją radiową na świecie.

Jak już wcześniej ustaliliśmy, pod wpływem pewnych wydarzeń, hejnał zmieniał nieco swoją formę. I tak ot na przykład, w średniowieczu grana Bogurodzica informowała o niebezpieczeństwie, a 26 kwietnia 1848 roku, gdy mieszkańcy Krakowa rozpoczęli walkę o wolność z wojskiem austriackim, hejnalista krzycząc z wieży przez tubę zagrzewał ludzi do walki. Inną dużą zmianą było to, że w XIX wieku, a następnie od 1996 roku, w miesiącach maryjnych (maj i październik), w każdą niedzielę w godzinach 6:00, 12:00 i 21:00 zaraz po odegraniu właściwego hejnału, grane są pieśni religijne ku czci Najświętszej Marii Panny. Innym nietypowym wydarzeniem, jedynym w historii hejnału, było jego wykonanie jednocześnie przez czterech hejnalistów. Okazją do tego była 130 rocznica Krakowskiej Zawodowej Straży Pożarnej obchodzona 5 czerwca 2003 roku. Aktualnie również mamy do czynienia z mieszaniem się tradycji ze współczesnością. Ma to miejsce chociażby podczas pogrzebów znanych krakowskich osobistości. Grane są wówczas utwory z nimi związane, np. podczas pogrzebu Wisławy Szymborskiej hejnalista wykonał utwór Nic dwa razy się nie zdarza, dla upamiętnienia Jana Pawła II grano Barkę, a Zbigniewa Wodeckiego żegnano utworem Zacznij od Bacha.

Wróćmy jednak do samego hejnalisty, który wyewoluował ze średniowiecznego strażnika. Od samego początku otoczony był ogromnym społecznym szacunkiem, a sama służba strażnika na wieży stała się zaszczytem, którego dostępowali jedynie odpowiedzialni wybrańcy. Zobowiązani byli oni nawet do składania następującej przysięgi przed rozpoczęciem służby:

Zarówno w średniowieczu jak i dziś praca hejnalisty nie należy do najłatwiejszych. Aktualnie pracuje on przez 24 godziny na dobę, po czym ma 48 godzin przerwy, a na jednej takiej zmianie pracuje dwóch hejnalistów. Ich głównym zadaniem jest wygrywanie hejnału o każdej pełnej godzinie, od godziny 8:00 do godziny 7:00 dnia następnego. Żeby jednak wykonać to zadanie, hejnalista musi pokonać 272 schody, co trwa prawie trzy minuty. Do 2014 roku, czyli do remontu schodów, trębacz pokonywał ich 239. Łatwo zatem zauważyć, że oprócz nieprzeciętnej znajomości gry na instrumencie, wymagana jest dobra kondycja fizyczna. I tu w zasadzie przechodzimy do sedna, gdyż kilka miesięcy temu, w związku z przejściem na emeryturę, po 24 latach pracy, Jana Sergiela, krakowscy strażacy ogłosili konkurs na nowego hejnalistę. A oto kilka wytycznych, które kandydat na hejnalistę musiał spełnić:

● Przejść sprawdzian z gry na trąbce,

● Ukończyć pozytywnie test sprawnościowy (dla obu płci praktycznie taki sam, poza małą różnicą, że panowie podciągają się na drążku, a dla pań jest rzut piłką lekarską),

● Zdać test z braku lęku wysokości,

● Należeć do straży pożarnej,

● Mieć obywatelstwo polskie,

● Posiadać co najmniej średnie wykształcenie,

● Nie może być karany.

I choć wytyczne są dla wszystkich takie same, to ostatnio zrobiło się głośno, gdyż do konkursu stanęła kobieta. - Wśród wszystkich zgłoszeń jest jedno zgłoszenie od pani. To sytuacja nietuzinkowa, do tej pory nie było w historii strażaczki-hejnalistki - przyznawał Bartłomiej Rosiek, oficer prasowy KM PSP w Krakowie. Nie jest to jednak pierwszy raz gdy w konkursie na hejnalist(k)ę mogły wziąć udział kobiety. Pierwszy taki konkurs został ogłoszony w 2015 roku. Jest to o tyle ważne wydarzenie, iż wcześniej ta praca była zarezerwowana dla mężczyzn. I tu też pora na małą ciekawostkę, gdyż nie oznacza to wcale,  że hejnał nigdy wcześniej nie był zagrany z mariackiej wieży przez płeć piękną. Otóż 31 grudnia 1993 roku o godzinie 12:00 po raz pierwszy hejnał wykonała kobieta – Anna Kula, studentka drugiego roku Akademii Muzycznej w Krakowie, jedyna kobieta grająca w tej uczelni na trąbce. Wracając zaś do konkursu na hejnalist(k)ę, to pierwsza tura nie przyniosła rozstrzygnięcia, gdyż kobiety poległy na etapie gry na trąbce, a następnie żaden z uczestników nie osiągnął satysfakcjonującego wyniku w teście sprawnościowym. Druga tura konkursu odbyła się pół roku później w maju 2021 roku i wtedy to szeregi krakowskich hejnalistów zostały wzmocnione przez dwóch mężczyzn. Jak dodaje oficer prasowy krakowskiej straży pożarnej Bartłomiej Rosiek - Ciekawostką jest to, że jeden z panów, który został najwyżej oceniony, startował również w pierwszym, grudniowym naborze. To dowodzi, że warto nie poddawać się i dążyć do celu, pracować nad sobą, bo podczas pierwszego naboru żaden z kandydatów nie uzyskał tych minimalnych wskaźników.

Jak widzicie historia zarówno hejnału jak i hejnalisty jest niezwykle barwna. Przyznaję, że temat okazał się być bardzo rozbudowanym, więc za jakiś czas na pewno pojawi się jakieś post scriptum, w którym opowiem chociażby o tym, co mawiali lub pisali o hejnale znani pisarze i artyści, niekoniecznie nawet związani z Krakowem. Myślę sobie, że cały wpis można zakończyć po prostu ciekawostką, że z inicjatywy Państwowej Straży Pożarnej i Bractwa Kurkowego dzień 3 lipca ogłoszono Dniem Hejnału – m.in. odsłonięto wówczas wmurowaną przy wejściu na wieżę kościoła Mariackiego tablicę dłuta Czesława Dźwigaja, upamiętniającą zmarłego w 1901 roku na dyżurze hejnalistę Antoniego Dołęgę.


Żródła:

● Jan Adamczewski, Kraków od A do Z, Kraków, 1986, s.50

● Jan Adamczewski, Kraków osobliwy, Skrzat, 1996, s.29-31

● Jan Adamczewski, Mała encyklopedia Krakowa, Wanda, 1996, s.135

● Ewa Basiura, Legendarny Kraków – opowieści znane i nieznane, Storyteller, 1998, s.85-87

● Jan Garlicki, Jerzy Kossowski, Leszek Ludwikowski, Kraków – przewodnik, WSiT, s.50-51

● Zbigniew Iwański, Legendy o Krakowie, Petrus, 2016, s.23-27

● Antonina Jelicz, Życie codzienne w średniowiecznym Krakowie (wiek XIII-XV), PIW, 1966, s.62,64

● Andrzej Nazar, Opowieści zapomniane. Nieznane legendy Krakowa i okolic, Etiuda, 2012, s.126-129

● Bogusław Michalec, Miasta Marzeń – Kraków, Mediaprofit, 2009, s.123-127

https://mariacki.com/bazylika/wieze-mariackie/

https://www.poczetkrakowski.pl/hejnal/

https://tvn24.pl/krakow/krakow-strazacy-szukaja-nowego-hejnalisty-po-raz-pierwszy-zglosila-sie-kobieta-4921302

https://tvn24.pl/krakow/krakow-wybrano-nowych-hejnalistow-5086805

https://www.krakow.pl/miasto_z_kultura/72182,artykul,hejnal.html

● Obraz 2: Rycina Piotra Stachiewicza z 1888 r. – widok szczytów wież kościoła Mariackiego, na tle których stoi trębacz w zbroi husarskiej, poniżej nuty hejnału krakowskiego w zapisie neumatycznym (MK, nr inw. MHK 1628/III)

● Obraz 3: Zapis nutowy hejnału mariackiego – taki przechowują hejnaliści na wieży mariackiej; jest on w pełni zgodny z zawartym w świadectwie ochronnym Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej wydanym dla zapisu hejnału jako znaku towarowego (z zasobu Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej)

● Obraz 4: Z Liber iuramentorum – księgi przysiąg urzędników i służby miejskiej prowadzonej w latach 1671–1798 – strony tytułowe oraz wpis zawierający tekst przysięgi ustanowionej dla trębacza miejskiego i obowiązującej w roku rozpoczęcia tej księgi (ANK, rkps 1444, s. 6, 7 i 65)

Szopki krakowskie

Wreszcie! – zakrzyknęli radośnie Krakowiacy. Oto zaledwie parę dni temu, a dokładnie 29 listopada 2018 roku, cały świat obiegła wieść, że krakowskie szopkarstwo zostało uhonorowane wpisem na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tu dodam, że chodzi o reprezentatywną listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego całej ludzkości! To robi wrażenie. Wciąż jeszcze słychać echo tego, co miało miejsce, gdyż dla Krakowa było to coś wyjątkowego i długo wyczekiwanego. To wydarzenie, oraz zbliżające się święta Bożego Narodzenia, to idealna okazja, by przybliżyć Wam nieco ten temat i dowiedzieć się czym właściwie są te krakowskie cuda, skąd się wywodzą, kto je tworzy i dlaczego. Wiem, że z pewnością znajdą się wśród Was sceptycy mówiący, że całe to UNESCO to jedna wielka szopka, jednak postaram się tym wpisem pokazać, że krakowskie szopki to nie byle co. Zaczynajmy.

Sam zwyczaj, jakim jest inscenizowanie wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, związany jest ściśle z kultem betlejemskiego żłobka. Przyjęło się, że zapoczątkował go św. Franciszek z Asyżu, który już w 1223 roku za pomocą żywych zwierząt i naturalnej scenerii odgrywał sceny narodzenia Pańskiego. Tradycja ta, zanim rozpowszechniła się w kościołach i klasztorach na całym świecie, zakorzeniła się i była kultywowana szczególnie w późniejszych zakonach franciszkańskich, a w Polsce znana była pod nazwą jasełka. Jeśli nie było możliwości stworzenia tzw. żywej szopki, tworzono żłóbek z drewnianą figurą Dzieciątka, a dookoła ustawiano drewniane postaci Matki Bożej, św. Józefa, zwierząt stajennych, Trzech Króli, pastuszków i innych. Z czasem ulepszano owe szopki poprzez wprawianie ich w ruch lub dodawanie różnych egzotycznych dodatków. Jak mówi Słownik Języka Polskiego, szopka to „kompozycja figuralna przedstawiająca narodzenie Chrystusa, wystawiana w kościele w okresie świąt Bożego Narodzenia; żłóbek”. No tak, wszystko pięknie, ale skoro według biblijnych przekazów Jezus narodził się w ubogim żłobie, to skąd wystawne Kościoły przedstawiane w krakowskim szopkarstwie?
By odpowiedzieć na powyższe pytanie, musimy przenieść się do XVI wieku, wtedy to pojawiły się jasełka, będące przedstawieniem scenicznym, w którym za pomocą lalek lub aktorów odtwarzano sceny związane z narodzinami Chrystusa. W wydaniu polskim często w owych widowiskach można było spotkać polskich władców czy husarzy, a tekst przedstawienia nawiązywał niejednokrotnie do bieżących wydarzeń społeczno-politycznych. W 1736 roku Kościół zakazał wystawiania przedstawień jasełkowych, powołując się na ich zbyt rozrywkowy charakter. Ograniczono się wówczas do stawiania nieruchomych szopek w kościołach, jednak ludziom brakowało bożonarodzeniowych widowisk. Przetrwały więc one na ulicach i był silnie kultywowane, tak, że od XVIII wieku zaczęto organizować obwoźne przedstawienia kukiełkowe na rozkładanych drewnianych szopkach (pełniących funkcję sceny), nawiązujących architektonicznie do znanych wówczas pałaców, dworków czy ratuszy. Z czasem urozmaicano i ulepszano wygląd kukiełek i szopek, a także teksty zmieniały się i nawiązywały do bieżących wydarzeń. Na początku XX wieku, ruch szopkarski wzbudził zainteresowanie środowiska etnograficznego i tak oto krakowski folklorysta, Szymon Gonet, opublikował w 1902 roku artykuł pt. Widowiska w czasie świąt Bożego Narodzenia, przedstawiający chociażby dialogi wygłaszane podczas ówczesnych pochodów. Kilka lat później, mogliśmy również przeczytać artykuł krakowskiego nauczyciela, Władysława Kosińskiego, pt. Widowiska świąteczne w Makowie, Kalwarii i Zebrzydowicach, gdzie możemy znaleźć piękne opisy bożonarodzeniowych szopek oraz zwyczajów chodzenia z nimi. Z tego właśnie opisu wiemy, że ówczesne szopki wykonane były głównie z drewnianych listewek oklejonych kolorowym papierem i przedstawiały typową trójelementową fasadę kościelną. Łatwo możemy zauważyć, że ów opis nie odbiega znacznie od krakowskich szopek, jakie znamy dziś. Dlatego też można z całą pewnością stwierdzić, że to w końcu XIX wieku narodziły się słynne obecnie na cały świat, szopki krakowskie. Szopki krakowskie nawiązywały architektonicznie do zabytkowych kościołów na terenie Krakowa i tak oto wysunęła się na pierwszy plan forma budowli z dwiema lub trzema dominującymi wieżami.

To skoro wiemy już co, to teraz warto się dowiedzieć kto, decydował się na tworzenie szopek. Otóż początkowo byli to pracownicy budowlani, w szczególności murarze, którzy w sezonie zimowym cierpieli na brak pracy, więc by nie siedzieć z założonymi rękami, zdecydowali się na tworzenie tych małych budowli. Wykształcił się zwyczaj tworzenia szopek w dwóch rozmiarach, małe, tworzone były jedynie na sprzedaż, oraz duże, będące przenośnymi teatrzykami kukiełkowymi obnoszonymi po domach przez kolędników. To właśnie ten drugi rodzaj szopek jest tak unikatowy, krakowski i doceniony w ostatnim czasie przez UNESCO. Najznamienitszym szopkarzem, którego uważa się także za ojca krakowskiego szopkarstwa i autora pierwszej krakowskiej szopki, na której bazują współcześni autorzy tej sztuki, był Michał Ezenekier, krowoderski murarz. Od 1864 roku tworzył on i obnosił swe szopki aż do wybuchu I wojny światowej, kiedy to władze austriackie zakazały kolędowania. W okresie międzywojennym podejmowano próby wskrzeszenia tej pięknej tradycji, jednak przedstawienia jasełkowe musiały konkurować z bardzo szybko rozwijającym się kinem i innymi rozrywkami. W 1923 roku niejaki Ludwik Strojek, dyrektor Archiwum Akt Dawnych Miasta Krakowa, rozpoczął organizować jasełka na terenie Muzeum Przemysłowego w Krakowie i ożywił tym samym umarłą tradycję. Dzięki tym działaniom zaczęto wówczas na nowo tworzyć i obnosić szopki po domach, jednak ich jakość daleko odbiegała od tych tworzonych na przełomie XIX i XX wieku.
                 
Tradycja szopkarska w Krakowie była tak mocno zakorzeniona w lokalnej kulturze, że podejmowano wiele starań, by mimo zubożenia społeczeństwa i skierowania ludzi na inne rozrywki, nie skazać krakowskich szopek na zapomnienie. Dlatego też w 1937 roku, z inicjatywy Jerzego Dobrzyckiego, zorganizowano na Rynku Głównym pierwszy konkurs na najpiękniejszą szopkę krakowską, który kontynuowany był także w roku następnym. Niestety później przyszła II wojna światowa i nikt nie myślał o kontynuowaniu tej tradycji. Dopiero w 1945 roku szopkarze wrócili na krakowski rynek ze swoimi dziełami. Rok później organizację konkursu na najpiękniejszą krakowską szopkę powierzono Muzeum Historycznemu Miasta Krakowa, które po dziś dzień, każdego roku, organizuje ten konkurs w pierwszy czwartek grudnia w centrum miasta. Pojawienie się konkursu spowodowało stworzenie nowej formy szopkarskiej – szopki konkursowej, która charakteryzowała się ściśle określonymi zasadami architektonicznymi. Zniknęły więc kukiełki i miejsce na nie, a pojawiły się nieruchome, bądź mechanicznie poruszane figury. Skupiono się na coraz to zdobniejszym i kolorowym wykonywaniu budowli. Jeśli chodzi o materiały używane do tworzenia tych szopek, to podstawą była i jest drewniana konstrukcja i tektura, zaś do zdobienia używa się staniolu (barwnej folii aluminiowej), barwnych blaszek, kolorowych szkiełek, a nawet papierków po cukierkach. Architektonicznie, jak już wcześniej wspomniałem, szopki krakowskie nawiązują do budowli sakralnych na terenie Krakowa, jednak tu warto dodać, że ich parterowa część często nawiązuje do fortyfikacji miejskich (Barbakan, mury miejskie etc.), a centralna część, to najczęściej miejsce dla Świętej Rodziny i postaci związanych z Krakowem, oraz nawiązanie w formie do Sukiennic, lub rzadziej, do Teatru Słowackiego.

Współczesne szopkarstwo ma się bardzo dobrze, co jedynie przypieczętował wpis na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obecnie twórcami nie są już pracownicy budowlani, ale reprezentanci wielu bardzo różnych zawodów poczynając od architektów, a kończąc na lekarzach. Po wojnie szopkarzy było i jest bardzo wielu i nie sposób ich tu wszystkich wymienić. Dodam więc, że opiekę nad krakowskim szopkarstwem wciąż sprawuje Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, które organizuje coroczne konkursy oraz posiada w swoich zbiorach największą kolekcję krakowskich szopek (wiele z nich znajduje się także w Muzeum Etnograficznym). Organizowane są też liczne wystawy tych małych arcydzieł w kraju i za granicą. Od kilku lat, krakowskie szopki można spotkać również w przestrzeni miejskiej w okresie około świątecznym, gdyż są one wystawiane na widok publiczny w najważniejszych miejscach w mieście. Jeśli kogoś jeszcze nie zachęciłem tym wpisem do zapoznania się z tego rodzaju wspaniałą krakowską twórczością, to zapraszam do Krakowa, by na własne oczy przekonać się o wyjątkowości krakowskich szopek.

P.S. Zdjęcia użyte w niniejszym wpisie pochodzą z oficjalnej strony Muzeum Historycznego Miasta Krakowa (https://www.mhk.pl/zbiory/szopki-krakowskie).

Źródła:
● Wiesław Barczewski, Szczypta iluzji, trochę kleju, czyli jak się robi szopkę krakowską, Kraków, 2005​
● Zofia Cieśla-Reinfussowa, O wciąż żywej szopce krakowskiej, 1947, s. 159–164
● Jerzy Dobrzycki, Szopka krakowska, jej powstanie i znaczenie, 1936
● Ewa Fryś-Pietraszkowa, Szopkarze krakowscy a konkursy szopek, 1972
● Jan Krupski (Tadeusz Estreicher), Szopka krakowska, Kraków, 1904
● Leszek Ludwikowski, Tadeusz Wroński, Tradycyjna Szopka Krakowska, Kraków, 1978
● Małgorzata Oleszkiewicz, Szopka mistrza Ezenekiera. Mity, pytania i okruchy prawdy o pewnej szopce z końca XIX wieku, 2008
● Roman Reinfuss, Architektura szopki krakowskiej, 1948
● Roman Reinfuss, Szopki krakowskie, Kraków, 1958
● Tadeusz Seweryn, Tradycje i zwyczaje krakowskie, Kraków, 1958
● Anna Szałapak, Szopki krakowskie, Olszanica, 2002
● Czesław Witkowski, Doroczne polskie obrzędy i zwyczaje ludowe, Kraków, 1965
● Tadeusz Wroński, Konkursy szopek krakowskich, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków, 1973
● Julian Zinkow, Krakowskie podania, legendy i zwyczaje. Fikcja-mity-historia, Kraków, 2007

Światowid ze Zbrucza

Wychodząc z ulicy Grodzkiej w stronę Wawelu, większość ludzi to właśnie na nim skupia swój wzrok. I jakby jest to całkiem normalne, gdyż zdecydowanie dominuje on nad tamtejszym krajobrazem. A co gdyby idąc w stronę Wawelu przekornie odwrócić głowę w drugą stronę? Z pewnością zauważylibyśmy piękny Kościół pw. św. Bernardyna ze Sieny, słynną restaurację „Pod Wawelem” stojącą na końcu (lub początku) Plant, a także biegnącą ku Kazimierzowi ulicę Stradomską. Na pierwszym zaś planie, pod rozłożystym kasztanowcem, ukaże nam się niewielkich rozmiarów kamienny posąg Światowida ze Zbrucza. A raczej jego kopia, stworzona przez Józefa i Waldemara Wesołowskich  w 1968 roku. Znacznie jednak ciekawsza jest historia oryginału znajdującego się w Muzeum Archeologicznym w Krakowie i to o nim dziś Wam opowiem.
Przenieśmy się do początku, czyli do sierpnia 1848 roku, kiedy to w Liczkowicach koło Husiatyna na Podolu (Ukraina), suche lato spowodowało znaczne obniżenie się poziomu  tamtejszej rzeki Zbrucz. Natrafiono  wówczas na dziwny kamień wystający ponad lustro wody, będący jak się później okazało kamienną rzeźbą, czworościennym posągiem o czterech twarzach. Słynny archeolog działający w Krakowie, Adam Honory Kirkor, tak oto opisywał miejsce odkrycia tego posągu: „… góra Sokolichą zwana, której skalisty, brunatny, kręty występ prawie prostopadle do Zbrucza spada. U stóp tego występu, w dolinie zwanej Zbiegła, na pierwszym załomie Zbrucza ku południowi (o 300 metrów od byłej kasarni straży finansowej, dziś leśniczówki) … wydobyli w roku 1848 ze Zbrucza posąg Światowita”. No dobrze, ale dlaczego właściwie o tym piszę i czy to naprawdę aż takie ważne odkrycie, by o tym wspominać? Ponadto co on właściwie przedstawia i skąd on się wziął w Krakowie? Już spieszę z odpowiedziami.

Ten temat, jak i całe odkrycie opisane powyżej, są spektakularne i to pod wieloma względami. Przede wszystkim dlatego, że nie można jasno określić daty i miejsca powstania tej rzeźby, a także jej etnicznej przynależności, gdyż odbiega ona znacząco od innych posągów znajdowanych w tamtejszej okolicy. Jednak według wielu opinii archeologicznych, przyjęło się, że posąg pochodzi z około IX/X wieku, a na jego pierwotną lokalizację wskazuje się położoną niedaleko Zbrucza górę Bohod. Odkryto tam bowiem kamienny krąg z ośmioma ogniskami i miejscem na czworokątną figurę. Są to jednak hipotezy, podobnie jak ta na temat jego pochodzenia, która mówi, że ów posąg należał pierwotnie do ludów z Bliskiego Wschodu – Traków, ludów irańskich czy tureckich, a dopiero od nich miał trafić w ręce Słowian. Większość archeologów wiąże jednak etniczne pochodzenie rzeźby bezpośrednio ze Słowianami i uznaje go za jedyny, tak dobrze zachowany, wizerunek słowiańskich bogów.

Czym więc jest ów posąg i co przedstawia? Jest to wapienna rzeźba o wysokości 257 cm i wadze około pół tony, którą charakteryzuje czworoboczny kształt. W oficjalnej deskrypcji znajdującej się na stronie Muzeum Archeologicznego w Krakowie, możemy przeczytać następujący opis: „(...) Boki posągu stanowią podłoże do pasmowo wykonanych przedstawień figuralnych – pogłębione jest z reguły tło, natomiast same figury to reliefy płasko-wypukłe. Niektóre fragmenty dekoracji wykonane zostały jedynie płaskim rytem. Zwieńczenie posągu to plastycznie uformowane cztery połączone, pozbawione owłosienia, ludzkie głowy osadzone na krótkich szyjach. Nakrywa je wspólne nakrycie głowy – przypominające kapelusz. Poza podziałem kompozycji na boki słupa, wyraźnie wyodrębnione są na wszystkich ścianach różnej wysokości trzy pasma poziome oddzielone plastycznymi listwami”. Potocznie ową rzeźbę nazywa się Światowidem ze Zbrucza, jednak obecny w nazwie Światowid zdaje się nie być poprawnym określeniem. Aktualna nazwa została nadana posągowi przez Joachima Lelewela, który oceniając wygląd rzeźby, uznał ją błędnie za przedstawienie połabskiego Świętowita. Jego imię zapisane po łacinie w formie Svantevit rozszyfrował więc błędnie jako Światowid, jednak inne zachowane w kronikach opisy owego połabskiego boga, znacznie różnią się od zbruczańskiego posągu. 
Na pierwszej stronie tej rzeźby znajduje się postać z rogiem w prawej ręce, a tuż pod nią widnieje figura przedstawiająca kobietę oraz postać z rękami wyciągniętymi do góry. Na drugiej stronie mamy postać z pierścieniem, pod nią kobietę i znów postać z rękami nad głową. Kolejna strona posągu to mężczyzna z szablą i koń, pod którym mamy wizerunek mężczyzny, zaś pod nim widnieje kolejna osoba z uniesionymi rękami. Na ostatniej ścianie rzeźby znajdziemy dwóch mężczyzn, a poniżej koło. Według koncepcji rosyjskiego archeologa, Borisa Rybakowa, górna część posągu przedstawia kolejno główne bóstwa słowiańskiego panteonu: Mokosza, Ładę, Peruna oraz Dadźboga. Cały zaś pomnik miał przedstawiać postać Roda, który górował nad wszystkimi słowiańskimi bóstwami. Z taką interpretacją nie zgadza się polski historyk, Leszek Słupecki, który widzi w tej rzeźbie jedynie Peruna, a w czterech ścianach upatruje przedstawienia jego różnorakich mocy. Odrębne zdanie w sprawie posągu miał także polski geolog, Janusz Kotlarczyk, widzący w zbruczańskim słupie słowiańskiego boga Swarożyca, który czczony był na Połabiu. Uważa się także, że posąg zbruczański może stanowić materialny ślad idei słupa kosmicznego, który zapewniał lokalnej społeczności idealną komunikację wewnętrzną pomiędzy światem realnym i wierzeniami. Najbardziej jednak kontrowersyjną i najpopularniejszą w ostatnim czasie teorią, jest uznanie niniejszego pomnika za XIX-wieczną mistyfikację.

Pochodzenie i czas powstania Światowida ze Zbrucza były często podważane w ostatnich latach. Najgłośniejszą sprawą było zakwestionowanie jego pochodzenia przez parę ukraińskich archeologów Oleksija Komara i Natalię Chamajko, którzy dokonali tego w 2014 roku w swej pracy naukowej pt. „Idol ze Zbrucza: zabytek epoki romantyzmu?”. Nie ma się co dziwić, że pojawiają się tego typu kontrowersyjne stwierdzenia, wszak bardzo wiele jest niewiadomych w historii owego posągu, ponadto nie ma on sobie równych wśród słowiańskich zabytków. Ukraińscy uczeni uważają, że zbruczański słup wykonano najpewniej w latach 20. XIX w., na zlecenie romantycznego poety Tymona Zaborowskiego (1799-1828), który był właścicielem majątku Liczkowce leżącego nad Zbruczem. Podstawą do podważenia słowiańskich korzeni rzeźby, jest jej zadziwiająco dobry stan. Została bowiem zrobiona z wapienia, a następnie leżała w rzece, więc powinna mieć liczne wapienne zacieki, a jej rysy winny być dużo bardziej rozmyte. Jak dodaje prof. Władysław Duczko, polski archeolog, rzeźba nie mogła leżeć w rzece dłużej niż 20 lat. Nawet gdyby leżała w ziemi, to nie zachowałaby się w tak dobrym stanie. Hipotezę ukraińskich naukowców zdają się potwierdzać także wyniki badań makroskopowych i mikroskopowych, które przeprowadził w latach 1948-49 krakowski konserwator Rudolf Kozłowski. Ustalił on, że posąg wykonano z wapienia pochodzącego zapewne z okolic Husiatyna na Podolu i był pierwotnie pokryty barwnikami, których ślady ocalały w zagłębieniach reliefu. Kluczowe jest to, że Kozłowski potwierdził, iż posąg rzeczywiście leżał w rzece, ale dość krótko. Inne argumenty przemawiające za mistyfikacją, to zbyt złożony sposób wykonania posągu, niespotykany w innych rzeźbach z IX i X wieku (pozostałe znaleziska z tamtego rejonu to głównie amorficzne kamienne stele), niepasujący do innych wschodniosłowiańskich znalezisk wizerunek boga o czterech twarzach oraz podobieństwo do ikonicznych przedstawień ruskich świętych (czapka Światowida wygląda tożsamo z nakryciem głów świętych Borysa i Gleba). Badacze pokusili się nawet o stworzenie portretu psychologicznego osoby stojącej za powstaniem posągu. Do tego portretu zdaniem badaczy doskonale pasuje romantyczny poeta, Tymon Zaborowski. Nie dość, że jego majątek znajduje się w rejonie, w którym znaleziono Światowida, to wiele jego dzieł jest silnie osadzonych w tematyce słowiańskiej, którą się pasjonował.

Wszelkie dyskusje na ten temat opierają się niestety jedynie na hipotezach, także kontrargumenty dla pracy ukraińskich archeologów to kolejne teorie niepoparte konkretnymi dowodami. Samo Muzeum Archeologiczne w Krakowie, do którego owa rzeźba trafiła za sprawą Teofila Żebrawskiego z Krakowskiego Towarzystwa Naukowego, odpiera wszelkie zarzuty, doszukując się podobieństwa do Światowida w innych posągach z Iwankowców i Stawczan, z których przynajmniej dwa formą nawiązują do zabytku ze Zbrucza. Moim skromnym zdaniem, sprawa pochodzenia Światowida ze Zbrucza pozostaje otwarta, gdyż żadna ze stron nie posiada jednoznacznego dowodu na pochodzenie i czas stworzenia posągu. Zwolennicy teorii spiskowych staną zapewne po stronie ukraińskich naukowców, zaś wielbiciele średniowiecza znajdą jakieś wytłumaczenie na słowiańskie korzenie zbruczańskiego słupa. I właśnie najpiękniejsze jest to, że nie zawsze musimy wszystko wiedzieć i nie musimy znać wszystkich odpowiedzi. A całe to zamieszanie dodaje znalezisku jedynie pięknej mistycznej aury, będącej jego idealnym dopełnieniem.

Źródła:
Jan Adamczewski, Kraków od A do Z, Kraków, 1992, s. 134
Aleksander Gieysztor, Mitologia Słowian, Warszawa, 2006, s. 232
● Oleksij Komar, Natalia Chamajko, Idol ze Zbrucza: zabytek z epoki romantyzmu?, Rzeszów, 2013
Janusz Kotlarczyk, Tryumfalny słup słonecznego boga w: Z otchłani wieków, 1987, s. 36-41
Rudolf Kozłowski, Badania technologiczne posągu Światowida z Muzeum Archeologicznego w Krakowie w: Materiały archeologiczne, 1964, t. V, s. 61-67
Gabriel Leńczyk, Światowid zbruczański w: Materiały archeologiczne, 1964 (r. 5), s. 5-61
Janisław Osięgłowski, Wyspa słowiańskich bogów, Książka i Wiedza, Warszawa, 1971, s. 136
Zdzisław Skrok, Słowiańska moc, czyli O niezwykłym wkroczeniu naszych przodków na europejską arenę, Warszawa, 2006, s. 132
Jerzy Strzelczyk, Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, Poznań, 2007, s. 206
Włodzimierz Szafrański, Zbruczański „Światowid” trackim monumentem kultowym [w:] „Balcanica Posnaniensia. Acta et studia”, nr VII, Poznań, 1995, s. 351
Andrzej Szyjewski, Religia Słowian, Kraków, 2003