Centuś krakowski

Czytając tytuł, każdy już chyba dobrze wie o czym będzie ten wpis. W zasadzie nie trzeba nawet dodawać, że krakowski, bo słysząc samo określenie centuś, konotacja jest jednoznaczna. Dla potwierdzenia Waszych przypuszczeń dodam, że tak, chodzi o stereotypowy obraz skąpego mieszkańca Krakowa. Będzie więc o pochodzeniu tego określenia, o jego charakterze, o opiniach na ten temat, a także nie zabraknie fraszek i żartów, których o centusiach jest na pęczki.

Przyznam, że szukając materiałów do niniejszego wpisu, nie spodziewałem się, że aż tak bogata może być literatura na ten temat. Zanim jednak przejdziemy do przyjemniejszej części bloga, to opowiem Wam o pochodzeniu centusia, który rozsławiony jest na całą Polskę. 

Określenie centuś krakowski wywodzi się z XIX wieku, kiedy to Kraków znajdował się pod zaborem austriackim. Wtedy to jednostką monetarną o najniższym nominale był krajcar, który w Galicji nazywany był centem (1 złoty austriacki = 100 centów). Sam fakt nazywania tak środka płatniczego nie zdefiniował jednak mieszkańców Krakowa jako centusiów. Winna jest temu sytuacja ekonomiczna Krakowa w pierwszej połowie XIX wieku, który był wówczas w opłakanym stanie, biedny, bez perspektyw i możliwości zarobkowych. Wynikało to z faktu, że Kraków był bardzo polski, był Miastem Królów Polskich, dawną stolicą, co z kolei nie było na rękę zaborcy, który na wszelkie możliwe sposoby, starał się odcinać ludność galicyjską od tej polskości. Ludności krakowskiej, zdziesiątkowanej przez epidemie cholery, dotkniętej licznymi chorobami, nieurodzajem, wzrostem cen towarów i licznymi dodatkowymi opłatami, nie pozostało więc nic innego, jak przed wydaniem każdego centa, obejrzeć go dwukrotnie z każdej strony. Oszczędność Galicjan była więc niestety smutną koniecznością, wynikającą z wszechobecnej pauperyzacji, a nie jak w przypadku Szkotów, zamiłowaniem do gromadzenia pieniędzy.

Wydaje mi się więc, że termin centuś krakowski znacznie ewoluował i zmienił swoje znaczenie całkowicie, gdyż słysząc dziś to określenie, raczej nie mamy przed oczami osoby zmuszonej do rozważnego wydawania pieniędzy. Osobiście muszę się zgodzić z Andrzejem Kazimierzem Banachem (autorem książek o legendach krakowskich), że obecnie to już inne czasy i inne centusie. Dziś centuś zdaje się mieć dwa, nieco rozbieżne znaczenia. Według niektórych to nic innego jak żartobliwe, wręcz sympatyczne określenie mieszkańców Krakowa, mających zmysł do oszczędzania pieniędzy. Inni zaś usilnie nacechowują ten termin pejoratywnie i określają nim potencjalne krakowskie skąpstwo, sknerstwo i egoizm. 

Trzeba tu koniecznie dodać, że mieszkańcy Krakowa mają też wiele innych dominujących cech. Do najważniejszych z nich należą otwartość i inteligencja, często połączona z dobrym wykształceniem. Wynika to z pewnością z głęboko zakorzenionych tradycji naukowych Krakowa, który był przez wieki największym centrum naukowym w Polsce. Nie bez powodu więc Jan Sztaudynger pisał o Krakowie, że "najlepiej czują tu się centusie i docentusie". Sam Sztaudynger (kolejny krakowski satyryk, o którym pewnie jeszcze nie raz będę pisał) jest autorem wielu fraszek i wierszy, z których część dotyczy właśnie skąpstwa mieszkańców stolicy małopolski. Z przyjemnością przytoczę tu parę przykładów:

GDYBY ADAM BYŁ Z KRAKOWA
Gdyby Adam był z Krakowa
węża by w kieszeni schował.

KRAKOWSKIM TARGIEM
Krakowianka znająca, co krakowskie targi,
Daje tylko pół duszy, pół słówka, pół wargi.

PAŃSKIE DZIADY
Jada na srebrze
A mimo to żebrze!

No dobrze, ale czy centusiostwo jest dziś tym, co wyróżnia Kraków na tle innych miast? Jeśli moja opinia w ogóle coś tu znaczy, to tak. Z własnych obserwacji mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że rzeczywiście można tu spotkać więcej osób oglądających pieniądz z dwóch stron przed ostatecznym wyciągnięciem go z portfela. Częściej niż inni ludzie, mieszkańcy Krakowa upominają się też o należność i zdecydowanie rzadziej decydują się na pożyczanie innym pieniędzy. Jeśli o mnie chodzi, to nie rozpatruję tego jednak w kategoriach wady-zalety. Raczej jest to miła przywara, która podobnie jak wychodzenie na pole, idealnie definiuje mieszkańców Krakowa i świadczy o ich wyjątkowości.

Na zakończenie pozostało mi tylko podzielić się z Wami kilkoma dowcipami na temat krakowskiego skąpstwa:

Krakowski centuś czyta książkę. Od czasu do czasu gasi światło, potem znów je zapala.
– Co ty robisz? – pyta go żona.
– Przecież przewracać kartki można i po ciemku.
***
Krakowianka zwraca się do syna, któremu kupiła nowe buty:
– Oszczędzaj je synku, oszczędzaj! Rób większe kroki!
***
Stary góral oprowadzając turystów po Tatrach objaśnia:
– Te wydrążenia w skale powstały dzięki pewnemu krakusowi, który zgubił gdzieś tutaj złotówkę i po powrocie pod Wawel powiedział o tym znajomym.
***
Codziennie, gdy mały krakus udaje się do szkoły, jego matka zawsze poucza go przed wyjściem:
– Pamiętaj, żebyś zdejmował okularki, jak na nic nie patrzysz.
***
– Ile będzie kosztował przelot pana samolocikiem nad Krakowem? – pyta centuś właściciela niewielkiego samolotu.
– Mogę pana z małżonką przewieźć za darmo, ale pod warunkiem, że podczas lotu nie powiecie ani słowa!
Już po wylądowaniu pilot, który w czasie lotu wykonywał różne karkołomne akrobacje gratuluje krakusowi:
– No, muszę przyznać, że jeszcze żadnemu z moich pasażerów nie udało się zachować milczenia w czasie lotu!
– A wie pan – przyznaje centuś – że w pewnym momencie chciałem krzyknąć!
– W jakim?
– Kiedy moja żona wypadła z samolotu!

Źródła:

5 komentarzy:

  1. "jak stracic zone w locie -czyli dowcip (ostatni) o krakowskim centusiu" swietny wpis, tak jak i pozostale. Dziękuję bardzo za te skarbnice ciekawostek i podarowane nowe spojrzenie na nieoczywiste oczywistosci krakowskie (np latarnie umarlych). Ciekawe, czy mozna liczyc na kontynuacje i nowe wpisy ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za komentarz. Myślę, że można się spodziewać wkrótce nowych wpisów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super wpis iealnie opisuje mojego szefa :D

    OdpowiedzUsuń